Piórem Pisane

Bruxelex rue La Limite 18.05.1996 r.

Jest, będzie, było

Z posępnej twarzy warga skrzywiona
niechętnie uśmiech nieszczery na siłę wypycha
a ten ukradkiem spod nosa umyka.
Jeszcze jest chwilę a później znika.
Posępność wraca rzęsy pod skronią mrużąc oczy do dołu się chylą
a gdy się zetkną o ciemność rąbka tajemnicy uchylą.
Lękiem pustki zatrwożą,
w pośpiechu znów się otworzą,
by cieszyć się dobrym i złym co widzą.
Przymykając, jak widokiem się zbrzydzą.
Policzki rumiane, nos blady na plan pierwszy wysuwają.
Po chwili gasną bledną i do nosa się upodabniają,
twarz tworzą jednolitą do tej sprzed chwili, powracając
krąg zamykają.
Odczytać z tej twarzy można, co ją tworzyło
myśl o tym co jest, będzie, było.

 

Bruxeles 8.06.1996 r.

Myśl

Myśl, przebiegając przed szeregami szarych komórek
sumienia, lekko poruszyła strunę,
która się szybko odbiła o serce,
stawiając go w niezręcznej rozterce.
Dziwne wtedy zaistniało uczucie
szybsze tętno i w piersiach kłucie,
oczy obłędne krążyły bez wytchnienia
wargi drżały, wtórując rękom i nogom,
zmieniającym miejsca w toku bezsensownego przemieszczenia
wszystko, co w człowieku zmysłowe szukało wyjaśnienia.
Nie straćmy słuchu na muzykę sumienia,
bo każdy z nas jest swego panem,
oby potrafił być tej muzy gorącym melomanem
i by potrafił ją pojąć od myśli do słowa.
Może wtedy, by zrozumiał, że nie przy innych lecz na sobie
należało by się bardziej skoncentrować.

 

Czasami

Czasami niektórzy nie zdają sobie sprawy, na ile ich głupota może sparaliżować innych, o wiele korzystniej myślących.
Sami na tym tracą, karmiąc się niepowodzeniem ofiar swych, co ich chwilowo nasyca, ukierunkowują się w tym i już w pewnym momencie zaczynają szkodzić tylko sobie, a ofiary śmieszyć.
Ulegają syndromowi węża na pustyni, w palącym słońcu z wycieńczenia fatamorgana wskazuje im wroga, własny ogon. I rozpoczyna się proces trawienia. Czas robi swoje.