Biedy powody?
Nie łatwo nie znaczy nie możliwe, trudne nie znaczy nie wykonalne
skomplikowane i zawiłe nie znaczy nie do rozwiązania i tak do skonania
i każdy nauczył się gadać głupoty, bo ciężko wziąć się do roboty.
Każdy marzy mieć po sto interesów i tyle samo sukcesów,
karierę Dody, jeść dziczyznę i spijać miody,
takie dzisiaj są trendy mody a i zarazem biedy powody,
źle zarabiają jeszcze gorzej wydaja i tak przez życie się wloką i narzekają,
że inni nic nie robią a wszystko mają
Nikt się nie głowi i nikogo nie pyta,
czy aż tak słodkie jest życie...
...pasożyta
- Szczegóły
- MR
Bruxela 30.07.1996 rue Prense Ruaiale
Przebudzenie
Budzisz się zdziwiony smutnym powitaniem poranka
z głową spuszczoną siedząc wpatrzony,
Drogę łzy nieba na szybie śledzisz
jedna znika z zasięgu wzroku
ginąc w zapomnień mroku
pojawia się druga
a ty w monotonii bicia serca czujesz jak w nim rośnie rozterka.
Płacz nieba wzmaga się,
coraz rzewniejszym w twe szyby uderza,
jakby pukał z czegoś się zwierzał
szum wkrada się do domowej ciszy,
łkaniem dla płaczu wiatr towarzyszy.
Patrzysz skupiony, powiek nie mrużąc, słuch wytężywszy,
warga bezwładnie opada w skupieniu nad pojęciem zwierzeń
bez kontroli przez umysł pozostawiasz
szum i szept coraz bardziej się zbliża,
w krąg otoczony.
Wiatr szepcze do ucha
mgła w oku płaszcz swój rozścieła,
chłód nogi pieści przeraźliwy,
do góry po ciele się wznosi
starannie całość obejmuje
nieba wilgoć łez na ciele czujesz,
na czole chłód, jesienne krople,
na policzkach ciepłe wiosenne.
Po twarzy w dół się niezdarnie posuwają
jak wspomnienie chcą umknąć,
kontakt z twarzą tracąc oderwawszy się od niej
ślad po sobie chcą zatrzeć,
by nigdy nie można było zrozumieć co powiedzieć chciały.
Nadzieje tracąc w ogromnym skupieniu nad rozważaniem.
W momencie, którym bezwładnie tkwiąca i zapomniana warga
budzi się leniwie przez krople oderwaną od powieki poruszona,
wchłaniając ją do ust słonej goryczy smutnego ranka wieść przynosi.
Za oknem słońce spoza chmur się wynurza,
pogodnieje krajobraz,
zbierać trzeba siły by dnia nowego w pamięci szkicować obraz
bez pośpiechu i hałasu,
wybór tematu zostawiając dla czasu.
- Szczegóły
- MR
1998 r. początek roku Rinval koło Turnai
Gość
Skamle wiatr, wciskając się do pustelnika chaty przez wąskie szpary drzwi, pochylonej sieni,
przez dziurę w progu wydeptanych bosych stóp krokami. Bez pukania do drzwi wcisną się do izby,
gość nieproszony lecz częsty i tak dobrze w progach znany.
Hulać zaczął, kurz wciskając w szpary rozeschłych dech podłogi.
Utykając każdą sęka dziurę, czego nie mógł unieść w górę.
Pod ruszta źdźbła popiołu spod komina wcisnął,
jak złodziej z łupem dziurą w oknie chciał umknąć.
Świsnął. Kłębek kurzu powstający na stole przed nim, zaczął toczyć.
Kłębek uderzając w suchy bochen chleba rozbił się i sypnął w domownika smutne oczy
po wędrówkach leśnych z kromką chleba w dłoni.
Tkwił przy stole, w okno patrząc jak wiatr gnie topole,
wiatr złośliwy zawirował nie mogąc umknąć oknem do komina się skierował,
chwyciwszy w taniec płomienie, zaczął skoczne tańczyć oberki
myliły krok, płomienie niechętne, bo tańczył szybko zbójnickiego łapiąc nutę,
po chwili wszystkie poderwał w górę wyskoczył kominem objęty w płomienie.
Myśląc że wszystko zabrał z tej pustej chaty podle się śmieje.
Przełyka pustelnik gorycz, patrząc oknem co na świecie się dzieje,
ma gorzką łzę w oku, głownie w kominku żarzące, chleb suchy na stole
a w ciele serce wiarą nadzieją i miłością płonące.
- Szczegóły
- MR