Piórem Pisane

Czy demokracja może być zagrożeniem dla Polski?

Demokracja jest bardzo popularnym i bardzo pożądanym ustrojem na całym świecie. Już starożytni Grecy wiedzieli, że „władza ludu” stawiała ich wyżej od innych narodów zapewniając im stabilne rządy, mające poparcie obywateli.
Wszyscy, zgromadzeni na agorze brali jednakowy udział w podejmowaniu decyzji politycznych i wszyscy czuli się za nie odpowiedzialni. W ten sposób wybierani urzędnicy mający poparcie ludu mogli swobodnie decydować „lud wybrał lud musiał słuchać”. Straszakiem na tych bardziej pazernych na władzę czy pieniądze był jednak ostracyzm.

Jak demokracja wygląda współcześnie w państwie takim jak Polska?
Jak polskie społeczeństwo, które przez wiele lat walczyło z totalitaryzmem radzi sobie z demokracją?
Czy w dzisiejszych wolnych czasach potrafimy korzystać z ustroju do którego przez wiele lat dążyliśmy? Czy demokracja czasem nie jest ustrojem dającym władzę politykom w wyniku wyborów, którzy potem o nas zapominają?

Od 20-stu lat jesteśmy społeczeństwem w pełni obywatelskim. Możemy głosować, kandydować, nikt nam oficjalnie niczego nie zabrania, mamy samorząd lokalny stojący blisko naszych spraw. To wszystko czego wcześniej zazdrościliśmy Zachodniej Europie jest dziś w naszym zasięgu. Mimo to mam wrażenie że coś nam nie wychodzi. Chociaż rządzący i media wmawiają, że jest coraz lepiej, obserwacja życia wokół mnie, mówi mi co innego.
Skąd to wrażenie, dlaczego uprawiana zewsząd propaganda sukcesu mnie nie przekonuje. Spróbuję ocenić to co dzieje się w Polsce poprzez porównanie relacji: władza-społeczeństwo przed i po 1989 r.
Wydarzenia w Polsce Ludowej pokazywały jak bardzo rządzący nie liczyli się ze społeczeństwem. Słabo zaopatrzone sklepy, brak wolności, z góry narzucane decyzje. Do tego jeszcze należy dodać od czasu do czasu pałowanie tych, którzy czegoś od władz się domagali.
Trudne czasy motywowały społeczeństwo do czuwania, do szybkiej reakcji na ucisk, mimo zagrożenia więzieniem czy wydaleniem z pracy. Przez miasta przetaczały się demonstracje, w fabrykach odbywały się wiece, podziemna prasa przypominała ludziom - „nie dajmy się manipulować”. Wszystko to działo się mimo zakazów, z zagrożeniem życia, kariery zawodowej, z narażeniem całej rodziny.
Można powiedzieć, że społeczeństwo stawiające opór władzy ludowej żyło. Nie było bezkształtnym tworem bez ducha, bez refleksji, przyjmującym bez reakcji wszystko czym nas „karmiono”.
Dzisiejsze czasy są na pozór inne. Niczego nam nie brakuje w sklepach, a co najwyżej w portfelach. Sami wybieramy rządzących i ponoć możemy ich z tego rozliczać. Zdawać by się mogło, że w końcu jest dobrze.
Żyjąc w tych „cukierkowych” czasach stwierdzam, że władza nadal nie liczy się ze społeczeństwem. W wielu przypadkach traktowani jesteśmy jako bezmyślni posiadacze PESEL-ów, którym propaganda medialna podrzuca określone frazesy mające być naszym myśleniem.
Władza wspierana szczególnie przez komercyjne media narzuca społeczeństwu określone tematy. Możemy zaobserwować swoistą cykliczność tego czym mamy żyć. Tematami którym kibicuje telewizja są: zimowe warunki atmosferyczne (jakby nigdy wcześniej nie było zimy); spóźniające się i przepełnione pociągi (zjawisko znane od wielu lat), pomoc płynąca biednym (tylko mało poświęca się czasu temu jakie są przyczyny biedy).
Zadziwiającym tematem, któremu laickie, prześmiewające religię i Kościół media jest wszechobecny temat związany z Ojcem Świętym. Ci sami dziennikarze wcześniej kpiący z ludzi zebranych wokół Krzyża przed Pałacem Prezydenckim, dziś zachwycają się postawą papieża. Próbując tłumaczyć Jego słowa, mówią że dzisiejsze czasy są tym do czego dążył Jan Paweł II.
Niestety ta hipokryzja medialna nie jest przez wielu zauważana. Niewielu naszych rodaków dostrzega zagrożenie w tym co płynie z różnych stacji telewizyjnych i radiowych. Nie potrafimy odróżnić „ziarna od plewy”.
Oprócz zagrożenia jakim jest ogłupianie mas, są jeszcze inne. Słysząc tzw. „dyżurne tematy” nie poświęcamy uwagi temu co jest naprawdę istotne. Nie śledzimy ważnych decyzji podejmowanych przez polityków. O wielu faktach zapewne nawet nie wiemy, bo się o nich nie mówi: - znów działania rządu (a raczej ich brak) przegrały w mediach np.: z nagłym atakiem zimy. Rządzący się cieszą bo przejęte zimą społeczeństwo nie interesuje się tym czym naprawdę powinno. Po przez to mamy pretensje do natury, a nie do wielu zaniedbań polityków.
To nasze ślepe zaufanie do tego co widzimy i słyszymy w telewizji usypia naszą czujność.
Stajemy się stadem, które bezmyślnie podąża za głupim pasterzem. Dlaczego nie protestujemy gdy władze przez media informują nas o kolejnych sukcesach, a my mamy zgoła zupełnie inne odczucia? Dlaczego dzisiejsze polskie społeczeństwo nie reaguje na zamykanie stoczni, hut, cukrowni, zakładów które do niedawna były naszą chlubą, symbolem polskiej niezależności gospodarczej?
Decyzje polityków, ekonomistów, doradców gospodarczych krzywdzą nas, pozbawiają miejsc pracy, uzależniają nas od obcych gospodarek, a mimo to zapadają bez oznak większych emocji. A przynajmniej nie takich jakie powinny być. Odwołam się do sytuacji sprzed 1989 r., kiedy to podwyżki cen żywności wywołały większe oburzenie społeczne niż dziś zamknięcie dużych zakładów pracy. Przypominam, że wówczas nawet nielegalnie działające związki zawodowe z większą determinacją reagowały, niż obecne działające w majestacie prawa.
Co się z nami stało? Czy to demokracja pozbawia nas właściwej oceny sytuacji?
Czy ta iluzja jaką się przed nami roztacza nam wystarcza?
Można powiedzieć, że władze wybrane w demokratycznych wyborach czują się pewniej, niż te w totalitaryzmie. Pozwala im to na bezmyślne zarządzanie Polską i nie wywołuje reakcji społeczeństwa. W systemie, gdzie jedyną odpowiedzialnością może być co najwyżej dymisja z zajmowanego stanowiska, nie ma potrzeby się starać. Politycy zasłaniając się tajemnicą państwową czy immunitetem nie informują nas o prawdziwym stanie państwa. Dobrymi sojusznikami rządzących są media, którym daleko do obiektywizmu. My jako wyborcy teoretycznie możemy rozliczyć rząd w dniu wyborów. Warunkiem tego jest nasza świadomość i chęci. Jak jednak można tego dokonać, gdy ciągle jesteśmy zasypywani różnymi sondażami, które wpływają na decyzje wyborców. Sytuacja z sondażową nagonką pokazuje, że nasze wybory nie są wolne. Nasze umysły wyprane w medialnej paplaninie, nie są w stanie wybierać.
Znaczna część społeczeństwa dostosowuje się do tego co mówili w telewizji – wyrabia wylansowane już wcześniej wyniki. Wolność wyboru jest piękną cechą demokracji. - Co z tego, jeśli my nie umiemy wybierać? Władza ludu to podstawa! - Co z tego, gdy podstawa ta nam nie służy?
Wiele cech naszej demokracji nie daje właściwych efektów. Przekonani, że sytuacja jaką mamy w Polsce to wolny wybór większości, nawet nie próbujemy protestować.
Nie wolno nam narzekać, mamy „co chcemy”.
20 lat demokracji jak bardzo zmieniło nas Polaków! Z dawnych opozycjonistów zostały dumne hasła i wspomnienia. Dziś już nie umiemy powstrzymać władz, chociaż te dalej czynią wiele nieprawości. Nikt nie protestuje, bo przecież „nie ma” zagrożenia, wszystko jest takie legalne.
Dlaczego tak przewrotne są koleje losu naszego narodu?
Czy jak nie ma nad nami przysłowiowego bata, to stajemy się głusi i ślepi na to co wokół nas? Słusznie krytykujemy barbarzyńskie komunistyczne czasy, ale jak przyszłe pokolenia ocenią demokrację w polskim wydaniu?
Strach pomyśleć, że może nas doświadczyć kolejny dziejowy paradoks.
To o co walczyliśmy, zamiast wzmocnić, może osłabić nasz naród. I znów okaże się, że „Polak potrafi”, ale tylko wtedy gdy mu czegoś brakuje.